BALKAN MOTORCYCLE TRIP 2014

 
 BALKAN MOTORCYCLE TRIP 2014

Brakuje mi weny do napisania relacji z ostatniego wypadu, ale był to całkiem udany wyjazd, więc szkoda by było żeby nie zostawić po tym żadnego śladu. Postaram się wiec opisać go choćby w sposób ramowy. Na początek zwiastun filmowy: https://www.youtube.com/watch?v=4qtn7lQ57kk Lecimy we dwóch ja na Hondzie Varadero i Grzesiek na BMW GS 1150 Pierwszy etap Radom Kościelisko startujemy 18 czerwca około 14:00
Tranzytowy nocleg z pięknym widokiem na Giewont
 

Następnego dnia już dłuższy odcinek, przez Słowację i Węgry do Chorwacji, Tam w okolicach miasteczka  Osijek kolejny tranzytowy nocleg, okraszony piwkiem w sąsiednim barze
 

Trzeciego dnia wyjazdu zaczynają się atrakcje. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów jedziemy Chorwacką autostradą biegnącą przez przykryte siatką  nowoczesne sady,  w  miasteczku Srpski Brod przeprawiamy się mostem przez rzekę Save wjeżdżając tym samym do Bośni -Hercegowiny. Pierwsze co nas wita to tablica z napisem "WELCOME TO REPUBLIC OF SRPSKA"????        zarz po wyjechaniu z miasteczka znak "zakaz fotografowania" i pierwsze zburzone w czasie ostatniej wojny domostwa.
     
Bosnia- Hercegowina to jedno z najbiedniejszych Europejskich krajów. Jedziemy trasą przez Zenice na Sarajewo do przejścia granicznego Scepan Polje. Po drodze nie widać żadnych uprawnych pól ani fabryk, są za to wszech obecne krzaki i mnóstwo zburzonych i ostrzelanych domostw. Do tego jeszcze ślady niedawnej powodzi. Sarajewo widziane z pseudo-obwodnicy też sprawia wrażenie miasta dość "zapyziałego" Za to otaczająca przyroda z każdym kilometrem coraz ładniejsza  droga miedzy  Sarajewem a Scepan Polje, oznaczona na mapie jako europejski szlak komunikacyjny E762, to bardzo wąska i kreta górska drożyna, Zatrzymujemy się na przełęczy Rogoj, przy pomniku poświęconemu chwale wojującym w ostatniej wojnie i  niedającym się nie zauważyć jej pozostałościach.

 

W Scepan Polje wjeżdżamy do Czarnogóry. Przed nami dwie największe atrakcje dzisiejszego etapu: kanion Rzeki Pivy i góry Durmitor.
 
Nocujemy w Żabljaku, takie Czarnogórskie Zakopane tylko bez Krupówek i Giewontu
    
 Dzień czwarty. Kierujemy się w stronę Albanii plan jest taki żeby dojechać jak najbliżej schowanej głęboko w górach miejscowości Theth
 

Wypadamy z Żabljaka wczesnym  rankiem. Łapiemy kierunek na Słynny most przerzucony przez rzekę Tare, po czym kanionem Tary i Moraczy w kierunku Podgoricy Most na Tarze

 

Gdzieś w kanionie Tary
 
 Przekraczamy granice Albańską i w miejscowości Kopik skręcamy na Theth, przed nami Góry Przeklęte
     
Do Theth nie dojeżdżamy, Zawracamy na przełęczy i jedziemy w nad morze szukać noclegu.
 
 Dzień Piaty: Wyspani i najedzeni kierujemy się w kierunku jeziora Komani
 

bjeżdżamy Skodre i wjeżdżamy na boczne albańskie drogi. Im dalej w głąb gór tym ładniej
 
 Na przystani w Koman spotykamy auto, którego rejestracje rozszyfrowuje dopiero w domu (Republika Południowej Afryki)
 

Promy odpływają tylko raz dziennie, o dziewiątej rano. Logujemy się ma kempingu którego wszystkie pomieszczenia (pokoje, restauracja,Toalety) zabudowane są pod mostem. Spędzamy milo czas Biesiadując z Czeskimi i Polskimi Motocyklistami.
 
 Dzień szósty: Rano cała wtacha motocykli, przemieszcza się z kempingu na przystań. Tam pakowanie motocykli na jedną łódkę a motocyklistów na drugąi rozpoczynamy kilkugodzinny rejs wzdłuż jeziora zaporowego Koman.
 
Wypakowujemy się z promu i bardzo krętą, górską drogą jedziemy w kierunku Autostrady
 
Wpadamy na autostradę i jedziemy w kierunku Tirany. Po kilkudziesięciu kilometrach autostrada się kończy i zaczyna się dość szeroka droga jednopasmowa. Na jednym  rozjazdów  ja omyłkowo zjeżdżam na prawy pas,jak się potem okazuje zjazd do miasteczka a Grzesiek na szczęście przy malej predkosci, zawadza kufrem o betonowe zapory rozgraniczające pasy ruchu i ląduje na asfalcie. Efekt upadku: dziura w kufrze centralnym,pokrzywione stelaże, uszkodzony zamek kufra i mocno stłuczona dłoń kierowcy. Pozbieranie po upadku zajmuje nam trochę czasu. ujeżdżamy jeszcze parę kilometrów, Grzesiek nie czuje się najlepiej wiec zatrzymujemy się w przydrożnym hotelu.                                                                  (Niestety nie potrafię zrobić mapki tego odcinka)   Dzień szósty: Jedziemy na południe, we Vlorze docierany do wybrzeża, kilkanaście kilometrów droga biegnie wzdłuż plaży  po czym odbiega w głąb lądy by wspiąć się na przełęcz Llogara. Podjazd na przełęcz wiedzie leśną drogą by na szczycie przełęczy odsłonić krajobraz Albańskiego wybrzeża, który pozostaje aż do samego zjazdu na plaże przed Himarą .
   
Zjeżdżamy z głównej drogi i w uroczej zatoczce wynajmujemy pokoik na dwie noce, żeby się troszkę zregenerować i pobyczyć na plaży.   Dzień siódmy: Plaża i piwo w miłej zatoczce obok Himary.
 
 Dzień Ósmy: Ruszamy w kierunku greckiej granicy, podziwiając urok Albańskiej Fauny i flory
 
 W Kakavi przekraczamy granice i obieramy kurs na "Meteory". Kupując po drodze prowiant  :lol:  na straganie u sympatycznych państwa docieramy do celu i jeszcze tego samego dnia, z perspektywy asfaltu zwiedzamy "Klasztory na Skałach"
 
Widok z hotelowego okna:
 
Meteory:
 

Dzień dziewiąty: Pierwszy raz o początku wyjazdu kierujemy się na północ, zaczynając tym samym drogę powrotną do domu. Szybciutko po greckich autostradach docieramy do Macedonii i kierujemy się w kierunku jeziora Prespańskiego i jeziora Ohrid, oraz łączącego oba akweny parku narodowego Galicja. Pelikany na Pespanskim jeziorze:
 

Park Narodowy Galicja
 
Widok na jezioro Ohrid:
 

Plaża nad jeziorem Ohrid:
 
Po zjedzeniu karpia z orhickiego jeziora, ostrą dzidą pędzimy dalej na północ. Nocujemy przy trasie gdzieś w Serbii.   Dzień dziesiąty: Dalej dzida w kierunku rumuńskiej Transalpiny, zaliczając po drodze kawałek Bułgarii. Most na Dunaju (granica Bułgarsko-Runuńska)
 
Kolacja w formie all inclusive, same lokalne specjały i alkohole, w pensjonacie w Novaci na południowym krańcu Transalpiny
   
 Dzień jedenasty: Znana wszystkim polskim turystą motocyklowym "Transalpina" i przelot do południowego krańca Transfogaraskiej,
 
Rumuńska wioska:
   
 Dzień dwunasty: Równie znana "Transfogaraska" i przelot do Oradei.
 
Ostatnie spojrzenie na góry fogaraskie i dzida do domu. Nocleg tranzytowy w przed rumuńskim miastem Ornadea.   Dzień  trzynasty: Przez Węgry Słowację do polski i dalej do domu. Piękny jest nasz polski Orzeł
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz